wtorek, 21 grudnia 2010

GWWF #4: Hulk vs. Skaar


Czas w końcu na opis drugiej z finałowych walk kończących crossovery Fall Of The Hulks oraz World War Hulks, przedstawionej w komiksie Incredible Hulk #611. W tej pierwszej, pomiędzy czerwonym a zielonym olbrzymem, na plus można było zaliczyć wyłącznie rysunki. Tutaj te są jeszcze lepsze, a do tego wszystkie pozostałe elementy dorównują im poziomem. Mamy widowiskowe mordobicie, ładunek emocjonalny i przede wszystkim sens oraz zgodność fabularną, czyli coś, czego tak bardzo brakowało u Loeba.

Wszystko to zasługa scenarzysty Grega Paka, natomiast za stronę graficzną odpowiadał Paul Pelletier i nie boję się tego powiedzieć, że w połączeniu z nakładającym tusz Dannym Mikim oraz kolorystą Frankiem D'Armatą to jego najlepsze rysunki w karierze i już ich nie przebije.


Bruce Banner dopiero co dobrowolnie wchłonął całe gamma promieniowanie, aby uratować zhulkowaconych superbohaterów oraz wszystkich zmutowanych przez Intelligencię ludzi i ponownie, po wielu miesiącach nieobecności na kartach komiksu, przyszło nam zobaczyć zielonego olbrzyma i to od razu w jego najpotężniejszej inkarnacji dobrze wszystkim znanej z końcówki Planet Hulk oraz z czasów World War Hulk, czyli umownie Green Scara. Tylko na to czekał Skaar, który pragnął konfrontacji ze swoim prawdziwym ojcem, aby wylać na niego wszystkie żale i złość za pozostawienie go samego na Sakaar i za to co stało się z tą planetą.

Samo pojawienie się zielonego olbrzyma niemal wstrząsnęło posadami świata, tak bardzo naładowany był on gamma energią. Jego syn nie chciał pozostać mu dłużny i aktywował swoją Old Power. Przybrał kamienną formę i zaczął czerpać energię z Ziemi. Jak zauważył Reed Richards, zaangażowane w to były setki trylionów ton litosfery! Cóż, amerykański system wielkoliczbowy trochę się różni od naszego, ale to i tak bardzo dużo. Tylko zawsze się zastanawiam w takich przypadkach, po co rzuca się takimi liczbami, których potem i tak nikt nie traktuje poważnie. Nieważne.


Kiedy Skaar nagromadził już wystarczającą ilość pradawnej mocy, a przynajmniej tak mu się wydawało, ruszył na ojca. Najpierw zaatakował swoim siepaczem, a potem zamaszystym podbródkowym wspomaganym Old Power. To przerzuciło Green Scarem przez spory kawałek kontynentu, ale zbytnio mu nie zaszkodziło. Gdy Skaar doskoczył do niego, aby kontynuować walkę, zielony olbrzym był już na niego gotowy i sprowadził go pięściami na ziemię. Jego przewaga fizyczna była niekwestionowana, ale nie chciał on zrobić krzywdy swojemu dziecku. I kiedy już chciał odejść, Skaar przywołał wspomnienia Caiery. Opowiedział o jej poświęceniu i zniszczeniu planety Sakaar. A to na nowo rozpaliło żądze i ogień walki w Zielonej Bliźnie.

Rozgorzała na nowo bijatyka kolosów nie ograniczała się do jednego miejsca. Przerzucali się oni po całym zachodnim wybrzeżu Ameryki, spowodowali kilka miejscowych trzęsień ziemi i wywołali małe tsunami. Tylko Red She-Hulk starczyło odwagi, a może była to głupota, żeby wejść pomiędzy nich. Próbowała pomóc byłemu mężowi, gdy Skaar zyskał lekką przewagę wykorzystując swoje dodatkowe zdolności dające mu kontrolę na ziemią. Lecz przypłaciła to tylko potężnym ciosem, który odrzucił ją ze sceny walki.


Tymczasem Green Scar znalazł chwilkę, aby nawet kosztem swojego zdrowia uratować kilku postronnych obserwatorów. Dopiero wówczas Skaar zrozumiał, że jego ojciec wcale nie jest takim bezdusznym i nieczułym potworem jak go wszyscy malowali, w szczególności Banner, który przygotowywał go do tej konfrontacji. Zatem Skaar zaniechał dalszej walki. Niestety, zielona machina zniszczenia została już wprowadzona w ruch. Green Scar zdarzył zatracić się w emocjach i dalej nacierał, mimo że jego przeciwnik chciał skończyć. Wszak trzeba było udowodnić, kto jest najsilniejszy!

Zielony olbrzym szybko wgniótł w glebę swojego syna i młócił pięściami, póki ten nie zalał się krwią i nie przekształcił w dziecko. Bo nim właśnie tak naprawdę jest Skaar. Małym chłopcem, pragnącym jedynie uwagi ojca. Dopiero wówczas Green Scar się zatrzymał i przekształcił w Bannera. Pojedynek skończony. Przynajmniej ten pierwszoplanowy, bo w międzyczasie w podświadomości Bruce'a cały czas rozgrywała się inna walka. Taka z demonami z przeszłości i wspomnieniami o swoim psychopatycznym ojcu. Oraz przede wszystkim strachem, że będzie on dla swojego syna taki sam.


W końcu jednak Banner musiał się przemóc i zmierzyć z nową dla siebie rolą. Po wszystkim Bruce oraz mały Skaar czule się objęli jak na ojca z synem przystało i zaakceptowali nawzajem. Piękna, ckliwa scena na sam koniec. Zupełnie inna od nieustannego mordobicia, jakiego w gamma komiksach pod dostatkiem.

Zresztą już od pierwszej strony było widać, że nie będzie to zwyczajna bijatyka, kiedy to Pak przywołał w retrospekcji pamiętny incydent z małym Bannerem podczas Świąt Bożego Narodzenia. Scena niczym żywcem wyjęta z klasycznego już komiksu Incredible Hulk vol. 2 #312 autorstwa Billa Mantlo, w którym wprowadzono wątek przemocy domowej. I chwała mu za to.

Jeszcze dla formalności, walka ta miała miejsce w komiksie Incredible Hulk #611 wydanym w sierpniu 2010 roku. Jego autorzy to Greg Pak oraz Paul Pelletier. I nie oszukujmy się, stworzona przez nich historia to jedyne co warto polecić z crossoverów Fall Of The Hulks oraz World War Hulks.

Zwycięzca: Hulk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga!

Pamiętaj tylko proszę o kulturze osobistej i ortografii. Spam będzie usuwany automatycznie. A jeśli postujesz jako Anonim, bo nie masz żadnego z wymienionych na rozwijanej liście loginów, to chociaż podpisz się w treści pozostawionej wiadomości. To wszystko :)

Miłego komentowania!