Hulk: Let The Battle Begin (2010-03-10) - "Let The Battle Begin"
Niesprecyzowany kawał czasu temu. Bruce Banner budzi się wyłącznie w purpurowych, rozciągniętych i podartych portkach, gdzieś na środku pustyni, na kompletnym odludziu. Jak zwykle, Hulk pewnie dzień wcześniej szalał, a on teraz ostał się z niczym. Ale to nie pierwszyzna dla Bannera, działo się to już tyle razy, że ma opracowany niemal rutynowy sposób postępowania w takich przypadkach.
W tych swoich felernych, hulkowych portkach ma ukrytą, zaszytą kieszeń, w której trzyma najpotrzebniejsze rzeczy. Oprócz między innymi igły z nitką i zapałek, ma też tam kartę kredytową. I zgodnie z przyzwyczajeniami, najpierw szuka najbliższej drogi, potem idzie wzdłuż niej, aż uda mu się złapać stopa. Ale i tak najtrudniejszą sprawą jest tłumaczenie się przed obcymi. Po latach praktyki Bruce odkrył, że im bardziej nieprawdopodobną historyjkę wymyśla, tym łatwiej ludzie ją kupują. Prościej im przełknąć porywającą trąbę powietrzną czy wypadnięcie z balonu obserwacyjnego, niż zwykłą awarię samochodu czy napad. Wtedy nie szukają wraków ani nie chcą wzywać policji, po prostu się nie dopytują. Dziwne, ale prawdziwe. Wszystko, byleby nikt nie rozpoznał w nim Bannera, nie skojarzył z Hulkiem i aby mógł spokojnie dojechać do najbliższego miasteczka. Zazwyczaj jest to jakaś zapyziała dziura, lecz wystarczająca, żeby spokojnie stanąć na nogi. Później wizyta w jakimś sklepie z ubraniami, wykupienie noclegu w miejscowym hoteliku, posiłek. I po raz kolejny trzeba się tłumaczyć przed ludźmi z własnego stanu i wymyślać następną i następną wyssaną z palca historyjkę. I tak co chwilę, z każdą napotkaną, ciekawską osobą. Zazwyczaj udaje się przebrnąć przez to niezauważenie, lecz nie tym razem. Zdaje się, że Bannera rozpoznał recepcjonista w hotelu. Lecz Bruce oczywiście wszystkiemu zaprzeczył i czym prędzej udał się do pokoju. Tam może w końcu trochę wypocząć, skorzystać z dobrodziejstw cywilizacji i przejrzeć serwisy informacyjne w telewizji w poszukiwaniu wzmianki o Hulku. Wtedy zazwyczaj przypomina sobie wszystko i układa w głowie w sensowną całość to, co wydarzyło się poprzedniego dnia.
Dzień wcześniej, Mount Rushmore. Członkowie Wrecking Crew zaczęli rozbijać sławetne, monumentalne i wykute w skale portrety czterech prezydentów, żądając okupu za ich oszczędzenie i nieźle się przy tym bawiąc. Pech chciał, że był tam akurat też i Banner. Taka już jego karma, że choćby się nie wiadomo jak starał, to i tak zawsze wpada w podobne kłopoty. Jakby sam ich podświadomie szukał. Pośród spanikowanych zwiedzających i postronnych oraz wszędzie latających skalnych odłamków, szybko doszło do przemiany w zielonego olbrzyma. A potem z miejsca wybuchła chaotyczna i drastyczna walka Hulka z zaskoczonymi członkami Wrecking Crew. Bulldozer, Piledriver, Thunderball oraz Wrecker nie chcieli tanio sprzedać skóry. Z potęgą zielonego olbrzyma równać się oczywiście nie mogli, ale wystarczyło im sił, aby doprowadzić go do szału. Wrecking Crew szybko zostało ciężko doświadczone przez pięści Hulka, a Góra Rushmore posypała się przy okazji niczym domek z kart. I akurat na to nadleciał zaalarmowany Thor, który postanowił powstrzymać zielonego goliata siłą. Sypnął w niego gromami z jasnego nieba i ciosami młotem, ale to tylko jeszcze bardziej rozsierdziło i tak już wściekłego Hulka. Zielony olbrzym złapał Thora za rękę, w której trzymał młot, i zatłukł go nim do nieprzytomności, dając odpowiedź na odwieczne pytanie, który z nich jest silniejszy [więcej szczegółów możecie znaleźć w GWWF #10 - BB]. Po wszystkim Hulk odskoczył gdzieś w dal w poszukiwaniu spokoju.
Następnego dnia, z powrotem w hotelu. Banner złapał się za głowę i sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało na Mount Rushmore. Taką samą reakcję miał na recepcjonistę, który wciąż go nagadywał i w końcu poprosił o autograf. Według niego Hulk jest bohaterem, jego ulubionym, i sekret Bannera jest z nim bezpieczny. Bruce się w końcu przemógł i dał mu swój autograf, ale do niczego się nie przyznał. Zrobił to, aby pozostawiono go w końcu w spokoju. Tymczasem jego zadeklarowany fan numer jeden już dawno wezwał wojsko i szykował się na obejrzenie miażdżącego widowiska. Nim Banner się spostrzegł, całe miasteczko zostało potajemnie ewakuowane, a wszędzie stały uzbrojone po zęby oddziały żołnierzy dowodzonych przez generała Rossa. Mimo, że Banner znał się z nim od lat, to i tak nie udało im się dojść do porozumienia i polubownego załatwienia sprawy. A może to właśnie dlatego szybko doszło do transformacji w Hulka i widowiskowej walki.
Kolejny dzień i znowu to samo. Banner budzi się zdezorientowany gdzieś na środku pustyni. Ileż to już razy tak było? Na szczęście ma on swoje rutynowe procedury, tyle że tym razem purpurowych portek brak. Cóż, nie zawsze jest łatwo.
[Uwaga: W komiksie znajduje się również przedruk historii "Gammaragnarok" z Marvel Comics Presents vol. 2 #9. - BB]
Scenariusz: Jesse Blaze Snider
Rysunki: Steve Kurth
Postacie:
* Bruce Banner/Hulk
* Bulldozer [Henry Camp], Piledriver [Brian Calusky], Thunderball [Eliot Franklin], Wrecker [Dirk Garthwaite] - (Wrecking Crew)
* Thor
* generał Thaddeus Ross oraz wojsko USA
* Bulldozer [Henry Camp], Piledriver [Brian Calusky], Thunderball [Eliot Franklin], Wrecker [Dirk Garthwaite] - (Wrecking Crew)
* Thor
* generał Thaddeus Ross oraz wojsko USA
Cytat Historii:
Hulk: "Hulk don't know why hairy lady hit Hulk with lightning... but Hulk don't like!!!"
Thor: "The son of Odin is no lady!"
Thor: "The son of Odin is no lady!"
Black Bolt
1 komentarz:
Kolejny zaskakująco dobry, hulkowy one-shot z owych czasów. Kto by się spodziewał? Lekka i humorystyczna lektura pokazująca życie Bannera pomiędzy przemianami w zielonego olbrzyma i nieocenioną wagę purpurowych portek. Nawet motyw, w którym Bruce przyznaje, że sam często z braku zajęcia i nudów szuka kłopotów, jest do przyjęcia. Lektura lekka i humorystyczna, ale i z potwornym ciężarem gatunkowym. Bo otóż w tle przedstawia nam się walkę Hulka z Wrecking Crew (nic szczególnego oprócz miażdżenia orzeszków Wreckera) oraz z Thorem. I to właśnie to ostatnie wstrząsnęło potwornie światem zachodu, bo po raz pierwszy pokazano definitywnie, kto jest mocniejszy. A sam fakt, że zielony zrobił to Mjolnirem, tylko rozsierdził fanów nordyckiego bóstwa, do tego stopnia, że zarówno edytorzy, jak i scenarzysta, musieli się z tego publicznie tłumaczyć. Heh, a u nas takie epokowe wydarzenie bez większego echa przeszło ;)
Szkoda tylko, że Marvel za coś wyrwanego z continuity liczy sobie 4 dolce, a w dodrukach zamiast jakiejś klasycznej potyczki Hulka z Thorem dostajemy kilkustronicową, byle jaką historyjkę z Marvel Comics Presents vol. 2 #9.
Prześlij komentarz
Uwaga!
Pamiętaj tylko proszę o kulturze osobistej i ortografii. Spam będzie usuwany automatycznie. A jeśli postujesz jako Anonim, bo nie masz żadnego z wymienionych na rozwijanej liście loginów, to chociaż podpisz się w treści pozostawionej wiadomości. To wszystko :)
Miłego komentowania!