wtorek, 25 września 2012

GWWF #28: Hulk vs. Wolverine i Thing


Czasy współczesne. Po evencie Fear Itself Hulk oraz Bruce Banner byli chwilowo rozdzieleni za sprawą Doctora Dooma, ale już z powrotem zdążyli się scalić w jedną postać. Nie wdawajmy się w szczegóły. Pisał to Jason Aaron, więc nawet nie ma się w co zbytnio zagłębiać. W każdym bądź razie Hulk oraz Banner ponownie dzielą jedno ciało, nad kontrolą którego bezustannie walczą. Lecz tym razem o wiele bardziej zaciekle niż zwykle. Z nieukrywaną wrogością wobec siebie i prawieniem sobie ciągłych przykrości i złośliwości.


Ich niebezpieczna gra trwa w najlepsze już od kilku miesięcy, ale to Bruce dzięki swojemu geniuszowi, prowadzi tą zabawę. Hulk co rusz odzyskuje kontrolę w niebezpiecznych miejscach i chcą nie chcąc nieświadomie wypełnia tajemniczy plan Bannera. Nie inaczej jest i tym razem. Zielony Olbrzym budzi się w tajnym, podziemnym więzieniu dla potworów, gdzieś na Antarktydzie, o chwytliwej nazwie God Complex. W jednej z cel. Lecz Hulk domyśla się, iż Bannerowi pewnie chodzi o rozwałkę, więc próbuje zachować spokój. Niestety. Na karku ma zamontowaną maszynę, która mu coś wstrzykuje doprowadzając do szaleństwa. I już po chwili Gamma Goliat niszczy wszystko na swej drodze i walczy ze zrobotyzowanym personelem całego ośrodka.


W tym samym czasie na powierzchni pojawili się Thing oraz Wolverine. Zostali wcześniej zaalarmowani włamaniem Bannera do kompleksu i przybyli wybadać sprawę. Lecz kiedy zeszli na dół, prawiąc sobie wesołe docinki ze swoich poprzednich potyczek z Hulkiem, zastali już tylko zniszczenie i chaos. Więc z miejsca przystąpili do bitki, pewni siebie i strojąc sobie kolejne żarty. Ale wściekły Zielony Olbrzym myśląc, iż są oni częścią planu Bruce'a, nie był w humorze. Złapał Logana za rękę i wbił mu jego własne pazury w twarz. Po czym wgniótł głowę Thinga w ścianę, tak mocno, że część jego kamiennej skóry została mu w dłoniach, co wykorzystał i ostentacyjnie roztarł ją w proch na oczach przeciwnika.


Rzecz zaczęła się na poważnie. Kilka stron komiksu samego mordobicia i prawie cały God Complex zrujnowany. Wolverine szarpał zaciekle zielone ciało swoimi pazurami, a Ben walił z całej siły kamiennymi pięściami. Na nic to wszystko. Hulk oddawał im za każdym razem z nawiązkom. A gdy tylko odzyskiwał rozum, choćby na chwilę, to maszyna na jego plecach wstrzykiwała mu kolejne dawki jakiegoś pobudzacza doprowadzając go do pasji. Niestety jego przeciwnicy byli zbyt zajęci obrywaniem po dupach, żeby to zauważyć.


W końcu Zielony Olbrzym kilkoma potężnymi ciosami zyskał sobie odrobinę spokoju i niepokojony przez nikogo odszedł w głąb Antarktydy mając świadomość, że znowu zatańczył jak mu Banner zagrał. I miał rację. Bruce to wszystko ukartował, całą bitkę i rozwścieczania Zielonego Olbrzyma, tylko po to, żeby zainkubować w jego ciele jakieś próbki, potrzebne do stworzenia ostatecznego lekarstwa na gamma mutacje.

Po wszystkim żądni rewanżu Ben oraz Logan próbowali jeszcze odnaleźć Hulk, ale zgubili jego trop gdzieś w śnieżnej zamieci. Więc postanowili zapomnieć o całej sprawie i nikomu nie wspominać o tej porażce.


Wszystko działo się niedawno, 8 sierpnia 2012 roku w komiksie Incredible Hulk vol. 4 #12, w historii pod tytułem "Stay Angry!" - part 5: "Riot At The God Complex". Za świetne rysunki odpowiadał Carlos Pacheco, a za scenariusz wspominany już Jason Aaron i był to chyba jeden z jego nielicznych dobrych numerów w tej serii. Pewnie dlatego, że nie wiele było tu treści, a sama rozwałka pełna 'momentów'. Choć akurat wbijanie adamantowych pazurów w adamantową czaszkę raczej nie powinno być możliwe, ale za to dobrze wyglądało.

Przy okazji zakończyłem też wewnętrzną debatę nad sposobem rozpatrywania pojedynków w większym niż dwie postacie gronie. Opis będzie jeden, za to rozpatrywany indywidualnie w bilansach. Najprostsza i samo narzucająca się metoda, mym zdaniem.


Zwycięzca: Hulk. Jego przeciwnicy, Thing oraz Wolverine, choć dobrze współdziałali, to nie byli w stanie mu poważnie zagrozić i nie popisali się inteligencją.

5 komentarzy:

Dżentelmen pisze...

Hulk vs. Silver Surfer

Bla-Bolt pisze...

dobrych przeciwników wybierasz
SS następny :D

Anonimowy pisze...

Najgłupsza historia w dziejach Zielonej Sałaty Marvela to która, czy jest wystarczająco głupia, że zasługuje na wzmiankę na tym blogu ?

Bla-Bolt pisze...

Były słabsze i lepsze momenty w historii Zielonego, ale skoro pytasz o te najgłupsze, to definitywnie wybija się to co obecnie wyprawia Jason Aaron. Poziom debilizmu i groteski w Incredible Hulk vol. 4 przebija nawet run Loeba u Czerwonego. Całe szczęście, że seria się zaraz kończy. Ale będzie trzeba pomyśleć o jakimś podsumowaniu, żeby inni nie musieli jej czytać ;]

Anonimowy pisze...

Czyli mamy już kandydata do Zvalonów roku, w kategorii najgorszy scenarzysta :)
Niestety jeśli chodzi o serie to podobnie :(

Prześlij komentarz

Uwaga!

Pamiętaj tylko proszę o kulturze osobistej i ortografii. Spam będzie usuwany automatycznie. A jeśli postujesz jako Anonim, bo nie masz żadnego z wymienionych na rozwijanej liście loginów, to chociaż podpisz się w treści pozostawionej wiadomości. To wszystko :)

Miłego komentowania!